Niespodziewanie otrzymaliśmy wiadomość,
że nasz Przyjaciel Tomasz Steifer nagle 8 października 2015 roku odszedł z tego
świata. Śmierć zabrała nam wspaniałego człowieka, artystę, historyka malarza i
heraldyka. Pan Tomasz wspierał naszą inicjatywę. Pracowaliśmy nad wywiadem i
herbem Primum Vinum. Choroba Pana Tomasza uniemożliwiła ukończenie, jak się
okazało Jego ostatniego dzieła. Dużo rozmawialiśmy o heraldyce, pasji Pana
Tomasza jak również o powiązaniach heraldyki z winiarstwem. Od ponad 40 lat
pasjonował się heraldyką i genealogią. Uprawiał malarstwo sztalugowe, głównie
malował martwą naturę a także obrazy surrealistyczne. Wykonywał także malunki
ścienne, rysunki, oraz grafikę książkową.
Tomasz Steifer 1955-2015.
"Tomasz Steifer był człowiekiem wielce oddanym polskiej
heraldyce. Jako współzałożyciel reaktywowanego Polskiego Towarzystwa
Heraldycznego dążył do popularyzacji i rozpowszechniania polskiej heraldyki.
Nie tylko w kraju ale również na arenie międzynarodowej. Był współorganizatorem
amatorskiego ruchu heraldycznego, współzałożycielem Polskiej Wspólnoty
Heraldycznej oraz przewodniczącym komisji heraldycznej Polskiej Roli Herbowej
Nova Heroldia. Jest autorem kilkuset herbów obywatelskich”. Za zgodą Pani
Katarzyny Steifer – żony naszego Przyjaciela, chcemy Wam przybliżyć naszego
Mistrza prezentując obszerny wywiad z Panem Tomaszem w kilku częściach a na
koniec naszej rozmowy, przedstawimy herb Primum Vinum. Pamięć o Heraldyku,
pozostanie na zawsze żywa i w naszych sercach.
SKO: Panie Tomaszu,
proszę opowiedzieć o sobie oraz jak zrodziła się w Panu pasja heraldyczna?
TST: To było dawno, ponad 40 lat temu, jeszcze w VIII czy
VII klasie podstawówki, więc mogę dokładnie nie pamiętać. Zdaje się było tak,
że mój ojciec przeglądał rodzinne papiery, metryki, stare listy i inne
dokumenty. Czy sam zwrócił moją uwagę na list opisujący barwną postać teścia
mojego prapradziadka, księdza Michała Dębno Tymkowicza Czaykowskiego, czy sam zauważyłem
ten fragment zaglądając tacie przez ramię, nie wiem. Ale rozbudowane nazwisko i
fakt posiadania wśród przodków duchownego, i to w legalnym związku małżeńskim,
pobudził moją dziecięcą fantazję. Kolejny świstek w papierach przedstawiał
wykonany ręką mego dziadka Mariana Steifera, fragment domniemanej genealogii
żony najstarszego znanego Steifera, Anny Stromer. Dziadek wywodził ją, choć
była to raczej robocza hipoteza, od bawarskiej rodziny Stromer von Hohenthurm.
To jeszcze bardziej podziałało na wyobraźnię, zwłaszcza, gdy tato dopowiedział
legendę rodzinną o baronowskim tytule tychże. Inna sprawa, że rodziny o takim
nazwisku nie znalazłem, a i samo pokrewieństwo i brzmienie nazwiska przodkini
jest zdaje się wynikiem literówki lub błędnego odczytania. Zacząłem szukać
informacji zwłaszcza o herbach, wpierw w Małej Encyklopedii PWN, w innych
encyklopediach, u rodziny, w końcu ktoś skierował mnie w stronę herbarzy.
Zaczęły się wyprawy do biblioteki. Panie bibliotekarki z naukowej biblioteki na
Koszykowej, z matczyną troską pomagały w wyszukiwaniach w katalogach i służyły
fachową pomocą. Byłem uczniem VIII klasy lub I licealnej, kochającym od dawna
książki, nieco obeznanym z bibliotekami szkolnymi i dzielnicowymi, ale nie z
tajemniczą machiną dużej biblioteki naukowej. Tak się zaczęła pasja. Wpierw
poszukiwania w popularnych, potem w rzadszych, herbarzach, polskich i
zagranicznych. Jednocześnie zajmowałem się niefachowo i stronniczo genealogią,
a więc nauką pokrewną. Jak wielu początkujących heraldyków i genealogów, za cel
poszukiwań postawiłem potwierdzenia z góry postawionych tez o szlacheckim
pochodzeniu możliwie wielu antenatów i znalezienie herbów. Na podstawie legend,
błędów, niesprawdzonych faktów budowałem karkołomne hipotezy, przydające
rodzinie blasku. Ponieważ od dziecka lubiłem rysować, więc swoje fantazje i nie
bójmy się tego słowa, uzurpacje, przelewałem na papier, na przykład w formie
ekslibrisów heraldycznych, z pełnym wystrojem płaszczy, mitr książęcych,
orderów i innych ozdób. Jednocześnie jednak, mimo błędnych założeń do poszukiwań,
chłonąłem powoli wiedzę heraldyczną. Ponieważ byłem obdarzony kiełkującą już
wrażliwością artystyczną, szczególne wrażenie wywarła na mnie wizualna, w sumie
najważniejsza, strona herbów.

fragmenty
z atlasu heraldycznego Huga Gerarda Ströhla.
Do dziś pamiętam jakim niezwykłym przeżyciem było
obejrzenie na Koszykowej dwóch dzieł wybitnego austriackiego artysty
heraldycznego i heraldyka Hugo Gerarda Ströhla
– „Heraldischer Atlas” i „Deutsche Wappenrolle”. Dziś przez niektórych uznane
za landrynkowe, ale moim zdaniem, wciąż piękne i wykonane z maestrią ilustracje
heraldyczne Ströhla były chyba jednym z fundamentów mojej miłości do heraldyki.
SKO: Pana pasaja
heraldyczna zrodziła się w czasach PRL’u. Jak zatem wspomina Pan tame czasy i
ich wpływ na swoją obecną profesję zawodowego heraldyka?
TST: Trzeba pamiętać, że moja pasja rodziła się w latach
1968-70. Daleki jestem, od powszechnego dziś przedstawiania PRL-u wyłącznie w
czarnych barwach. Mam dobrą pamięć i prócz licznych negatywów, pamiętam dobrze zaopatrzone
sklepy, dobre jedzenie, smak potraw, tanie książki w licznych księgarniach,
bogate instytucje kulturalne. Ale jednym z negatywnych faktów było to, że heraldyka,
jako nauka mocno związana ze szlacheckością, z tradycją, nie cieszyła się
poparciem władz. Nie było tak licznych jak dziś herbarzy, reprintów, wznowień,
podręczników i tłumaczeń. Książki z zachodu były trudno dostępne. Niekiedy w
księgarniach ośrodków kultury NRD i CSRS, gdzie ideolodzy lżej traktowali tę
naukę, pojawiały się książki heraldyczne, zwykle drogie. Poszukiwanie i
gromadzenie wiedzy było wtedy trudne. Czasem zbierałem nawet opakowania po
zagranicznych papierosach z heraldycznymi motywami, a zawsze jakiekolwiek
wycinki prasowe. Nie sposób nie wspomnieć o pewnym przełomie, cyklu artykułów
„Gawędy herbowe” autorstwa niezapomnianego gawędziarza, grafika i także
heraldyka Szymona Kobylińskiego, publikowanych regularnie w popularnym
tygodniku „Panorama” w latach 1971 – 1973. Te napisane świetnym stylem i z dużą
wiedzą, ilustrowane przez autora artykuły były nieocenioną skarbnicą informacji
dla początkującego heraldyka. Miło mi się przy okazji pochwalić, że pan Szymon
poświęcił mojej osobie dwa artykuły z cyklu, w tym w jednym, o herbach
Koperników, wręcz oddał mi i głos i pędzel. Ten fakt, a także to, że
otrzymałem od redakcji krótko potem, honorarium autorskie, było dla ucznia II
klasy licealnej prawdziwym otrzymaniem ostróg rycerskich. Chciałbym jeszcze
opowiedzieć o ludziach, którzy mi pomagali na początku gromadzić wiedzę,
kierowali, uczyli. O mentorach i przyjaciołach. O nieżyjących już śp dr Adamie
Heymowskim, wybitnym polskim heraldyku, królewskim bibliotekarzu ze Sztokholmu,
o śp Leszku Tadeuszu Aby Dolata – Jessa, niezwykłym warszawskim oryginale, o
niebywałej wiedzy heraldycznej, a zwłaszcza genealogicznej, o Leszku Pudłowskim
i Leszku Powichrowskim, moimi rówieśnikami, ale o dużo większej, przynajmniej
wtedy wiedzy, z którymi zakładaliśmy, czy raczej wskrzeszaliśmy, Polskie
Towarzystwo Heraldyczne. To tak obszerny temat, że chyba na osobną rozmowę.
SKO: Czy heraldyka
to dziedzina nauki?
TST: Tak, to nauka. Jedna z nauk pomocniczych historii,
podobnie jak genealogia, sfragistyka, numizmatyka, paleografia, dyplomatyka i
in. Heraldyka ma tę cechę szczególną, że jest jednocześnie nauką i sztuką.
Niemcy wręcz mają osobne nazwy Wappenkunst i Wappenkunde. Można zajmować się
jedną z tych dziedzin lub obiema. Wielu wybitnych heraldyków, było jednocześnie
utalentowanymi artystami heraldycznymi. Nie sposób być dobrym artystą
heraldycznym, nie znając naukowych podstaw tej wiedzy.
SKO: Na czym polega zatem
profesja heraldyczna?
TST: Jest wiele możliwości. Działalność akademicka, czysto
naukowa i naukowo dydaktyczna – gdy bada się dawne herby, poszukuje
zapomnianych lub nieznanych wizerunków, ustala dawne reguły, prawa,
przynależność herbów, identyfikuje herby z dawnych pieczęci, zabytków sztuki i
architektury itp. Można zajmować się teorią heraldyki, szczegółowo kodyfikować
istniejące prawa i reguły, a zwłaszcza ustalać specyficzny język opisu herbów,
tzw. blazonowanie. Tu szczególne pole do popisu dla polskich heraldyków, bo
nasz język opisu herbów jest niezwykle ubogi, w zasadzie niemal nie istnieje,
zwłaszcza w porównaniu do heraldyki brytyjskiej czy francuskiej, gdzie jednym
zwięzłym zdaniem można opisać skomplikowany herb tak, że znający zasady opisu
artysta – heraldyk, herb ten odtworzy bezbłędnie. Można zajmować się
dziedzinami łączącymi sztukę z nauką, na przykład projektować herby dla
jednostek samorządowych, instytucji lub osób prywatnych. To bardzo ciekawa
dziedzina, gdzie kreatywność musi iść w parze z zastosowanie wielowiekowych
reguł. Można zajmować się wyłącznie sztuką heraldyczną – pięknie malować,
rzeźbić, grawerować czy rysować istniejące herby. Większość znanych mi
heraldyków nie ogranicza się tylko do jednej z tych form działalności.
Koniec części pierwszej.
Etykiety: Heraldyk, Heraldyka